Wiesz jak szalony musisz być żeby założyć na siebie kask, ochraniacz na barki i wejść na boisko z kimś kogo nie znasz, ale chcesz go wykończyć? (…) Musisz być zły, wściekły, musisz być tak blisko szaleństwa jak to tylko możliwe. O to właśnie chodzi w tym sporcie. – tłumaczy Aki Jones, zawodnik wrocławskiej drużyny futbolu amerykańskiego The Crew.
Załoga (bo tak brzmi spolszczona nazwa zespołu) powstała na początku 2006 roku. Jak tłumaczy Jakub Głogowski, 23-latek, jeden z graczy i jednocześnie osoba odpowiedzialna w klubie za kontakt z mediami: „zaczęło się od fascynacji tym, co się widziało w telewizji. Wielu chciało grać, bo to było coś nowego i niedostępnego. A do tego drugiego, jak wiadomo, zawsze ciągnie najbardziej…” . W Polsce nie istniał wtedy nawet zalążek ligi, więc The Crew zdecydowano się zarejestrować w… Czeskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego. 20 maja 2006 roku Załoga pokonała we Wrocławiu Pardubice Stallions: jako pierwszy zespół w historii tamtejszej ligi odniosła zwycięstwo w swoim inauguracyjnym sezonie.
Prekursorzy
„Zawsze to my przecieraliśmy szlaki. Nadal to robimy.” – dodaje Głogowski. W 2007 roku The Crew zdobyło pierwsze, historyczne Mistrzostwo Polski. Walczyło o nie osiem zespołów. W kwietniu 2008 polski futbol amerykański (sic!) zaistniał na mapie Europy. The Crew – nie zdobywając co prawda ani jednego punktu – wystąpiło w drugich co do ważności rozgrywkach na kontynencie, EFAF Cup. Honorowym patronatem ich mecze objął wtedy sam minister sportu.
25 lutego 2009 roku na oficjalnej stronie internetowej Załogi pojawiła się informacja: ,,Prawdziwie amerykański futbol już w Polsce”. Transferowy hit, pierwszy w historii Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego (PLFA): The Crew podpisało kontrakty z czterema zawodnikami z USA: Tylerem Vorhiesem, Davidem Johnsonem, Lancem Burnsem i Aki Jonesem. Ostatni ma za sobą występy w NFL, najbardziej elitarnej lidze futbolu amerykańskiego na świecie. Przy 195 centymetrach wzrostu, waży 136 kilogramów.
Przed bitwą
Środowy wieczór, zimny koniec marca 2009. Psie Pole, tyły podstawówki numer 5. Na pół godziny przed dziewiętnastą, planowaną porą rozpoczęcia treningu, zaczynają się tam zbierać zawodnicy Załogi. Część przyjeżdża samochodami, ale do przepychu rodem z NFL tu daleko: kilkuletnia Fiesta, stuknięty po stronie kierowcy Mercedes czy maksymalnie obniżona przez siedzącą wewnątrz czwórkę pasażerów Mazda.
Towarzystwo w większości słusznych rozmiarów. Z toreb na ziemię wylatują kaski i nieco przypominające zbroje, ochraniacze na bary. Temperatura zaledwie półtora stopnia zdaje się nie przeszkadzać prawie nikomu w przebieraniu się pod gołym, już rozgwieżdżonym niebem.
Kwartetu Amerykanów jeszcze nie widać. Kwadrans do treningu, który po raz pierwszy, z konieczności, odbędzie się na tym obiekcie, Głogowski: „trenujemy tutaj, bo na Pola Marsowe nas nie wpuszczą. Boją się, że za szybko zryjemy trawę. Jakby tam w ogóle była trawa…” .
Po kilku minutach sytuacja trawy na Polach Marsowych co prawda nie ulega zmianie, ale w bramie sąsiadującego ze cmentarzem boiska staje oczekiwana przez wszystkich czwórka. Wszyscy wcześniej zebrani przenoszą się na (sztuczną) murawę. Aki będzie przemawiał.
Jak w West Village
„ Od kiedy jesteśmy tutaj, żeby was trenować, zawsze dajemy z siebie wszystko. Mimo to niektórzy z was opuszczają treningi: jeśli więc skończycie przez to ze skopanym tyłkiem, nie próbujcie nawet spojrzeć na mnie z pretensjami”. Cisza. Po części dyscyplinującej żądanie zaangażowania w zajęcia. Cisza trwa. Na koniec wspólny okrzyk całej grupy: one, two, three – bust that ass! (idiom w nieformalnej angielszczyźnie oznaczający ciężką pracę). Polacy rozpoczynają rozgrzewkę – dla Amerykanów oznacza to dłuższą chwilę wolnego.
Przy linii bocznej Aki Jones wykorzystuje tę przerwę, by wyjaśnić czemu zdecydował się na wyjazd z USA do państwa w samym środku Europy: „ jeśli mam być szczery, po prostu chciałem podróżować. Wyjazd do Polski to moja szansa na odrobienie lat spędzonych w college’u. Niewiele osób ma na to szansę. Kiedy jako uczeń college’u grasz w futbol, to on jest dla ciebie wszystkim. Jest powodem, dla którego tam jesteś. Większość z nas dostaje stypendium futbolowe, więc do szkoły chodzimy za darmo, ale mamy obowiązek nieustannie grać, utrzymywać się na wysokim poziomie. W ten sposób zachowujemy stypendium, a szkoła wygrywa kolejne mecze. To jednak wyklucza podróżowanie.”
W Polsce on i trójka jego towarzyszy musieli przyzwyczaić się do kilku nowych zasad społecznego współżycia: „Wszyscy jesteśmy ze Stanów, ja z Nowego Jorku, tam możemy wejść do każdego baru, o każdej porze dnia i spytać nieznajomych ludzi: cześć, jak leci?. Po prostu pogadać. Tutaj też chcemy być mili, ale takie pytanie kończy się zazwyczaj odpowiedzią w rodzaju: >>idź do diabła<<, albo ktoś chce wszczynać bójkę – dziwne, bo kiedy po prostu się nie odzywasz ludziom się to podoba, kiedy chcesz być miły są gotowi się z tobą bić. To pewien problem, ale poza tym Polska jest dla mnie świetna. Lubię tutejsze nocne życie, wygląd miasta i te wyłożone kostką ulice – przypominają mi West Village w Nowym Jorku.”
Starcie zbrojne
Dla Jonesa pobyt w Polsce nie jest w żadnym wypadku wyłącznie wycieczką. Ma szeroką gammę obowiązków. Jest zawodnikiem, członkiem sztabu trenerskiego i, przede wszystkim, promotorem futbolu amerykańskiego w tym kraju: „ próbuję rozbudować rynek, sprawić, żeby ludzie polubili ten sport. Uczę się tej kultury, żeby pomóc zamienić ten sport w coś naprawdę znaczącego. Kiedy każdego dnia wracam do domu, myślę jak sprawić, żeby Polacy pokochali futbol. Sprawdzam co robi soccer, tzn. ten wasz futbol i staram się zastosować te same metody do futbolu amerykańskiego. To właściwie robimy całymi dniami, uczymy się tutejszych ludzi, na tym polega nasza praca.”
Zespół kończy właśnie kolejne okrążenie wokół połowy boiska, gdy Aki, krzykiem z linii bocznej, prosi ich o chwilę uwagi: „Panowie! Zostaliśmy zaszczyceni obecnością gwiazdy! Poproszę wszystkich o brawa!” . Stojące bliżej Jonesa osoby dowiadują się, że to rodzaj ironicznej reprymendy dla przybyłego właśnie zawodnika: „nie było go tutaj przez trzy lub cztery tygodnie. Pojawia się dopiero, gdy za cztery dni mamy skirmish” . Ostatnie, angielskie określenie słowniki tłumaczą na dwa sposoby: jako „potyczkę” lub „zbrojne starcie niewielkich oddziałów”. W przypadku tego sportu rację bytu mają oba wyjaśnienia.
Odszukaj w sobie szaleńca
W futbol amerykański gra się po jedenastu. Piłka może i nie jest okrągła, ale bramki również tu są dwie. Odgrywają jednak mniejszą rolę: za posłanie futbolówki kopnięciem między słupkami otrzymamy tylko trzy punkty. Najwięcej, bo aż sześć, drużyna atakująca zdobywa za wkroczenie z piłką w strefę punktową przeciwnika (tzw. przyłożenie, ang.touchdown).
Problemem tego sportu wydają się być częste przerwy w grze – to na nie najczęściej narzekają Europejczycy. Sędzia używa swojego gwizdka, zatrzymując akcję i zegar meczowy (przez co spotkania trwają czasami nawet 3 godziny), za każdym razem gdy piłka dotknie ziemi: „Ludzie patrzą na futbol i mówią: grają szybką akcję i przerywają, grają szybką akcję i przerywają.” – ubolewa i poucza Aki. – „Nie rozumieją tego, jak wiele powinno się dziać pomiędzy poszczególnymi liniami (ataku i obrony). Tam muszą latać kaski, a chłopaki powinni podnosić przeciwników i rzucać nimi wzdłuż boiska. Powinniście widzieć, jak się na siebie wściekają i wyzywają rywali na boisku. Powinniście widzieć zderzające się głowy – to jest amerykański futbol, o to w tym chodzi.”
Pomagają tu pewne, szczególne cechy charakteru: „Wiesz jak szalony musisz być, żeby założyć na siebie kask, ochraniacz na barki i wejść na boisko z kimś kogo nie znasz, ale chcesz go wykończyć? Nie możesz tego zrobić z uśmiechem na twarzy!” – bez cienia smutku w obliczu kontynuuje 27-letni Amerykanin. – „Musisz być zły, wściekły, musisz być tak blisko szaleństwa jak to tylko możliwe. Musisz znaleźć sposób, żeby poczuć wściekłość, musisz oszaleć. To chcemy tutaj wprowadzić: kiedy prowadzimy zajęcia musimy pokazywać, co znaczy >>szalony<<. A jeśli dojdzie do tego, że w tym roku będziemy mieć problem z nadmiarem agresji naszych zawodników? Ja chcę żeby tak się stało, tak powinno się grać w futbol. Tylko w ten sposób ludzie będą czerpać przyjemność z oglądania tego sportu. Oni chcą oglądać potężne zderzenia, nokauty, przyłożenia – wiem, że chcą tego wszystkiego.”
Gniew kontrolowany
Agresja. Złość. Szaleństwo. Wszystko warto przećwiczyć na treningu. W myśl tej zasady Aki pokazuje mniejszej grupce obrońców jak najłatwiej przewrócić nacierającego rywala (ruch w bok, markowanie uderzenia w kask, cios w plecy, silne pchnięcie w dół – gotowe). Tłumaczy wszystko po angielsku, ale bariera językowa zdaje się tutaj nie istnieć. Tym, którym mimo wszystko umknęło jakieś słowo, z pomocą przychodzą koledzy, podrzucając uproszczoną wersję poprzedniego polecenia: ,,masz mi przykur*** i przejść”.
Ostatnie ćwiczenie warto dobrze opanować, bo futbol to jeden z bardziej kontaktowych sportów świata. Między agresją, a chęcią zrobienia przeciwnikowi krzywdy przebiega tu jednak gruba granica. Podobnie jak między nastawieniem do rywala w trakcie i po spotkaniu: „ My nazywamy to kontrolowanym gniewem. Mimo że w czasie meczu zderzamy się ze sobą i mówimy sobie >>chcę cię zabić<<, to po jego zakończeniu każdy podaje sobie dłonie, bo szanujemy to, co działo się na boisku. Wiemy, że kiedy z niego schodzimy, to już przeszłość. Na nim jest zupełnie inaczej: jeśli tylko mnie dotkniesz, od razu chcę z tobą walczyć, chcę cię uderzyć. Po meczu jesteśmy kwita, jest w porządku. Właśnie to ma ekscytować w tym sporcie.”
Dla większości Polaków podejście do sportu Akiego Jonesa jest nowością. Jego z kolei dziwi stosowany przez mieszkańców tego kraju relatywizm: „ Jeśli pojawisz się we Wrocławiu w koszulce piłkarskiej w złym kolorze to pobiją cię na środku ulicy, ale to jest w porządku. My mamy hełmy i ochraniacze, ale to, że chcemy ze sobą walczyć jest złe! Nie mogę tego zrozumieć. My przynajmniej możemy się bronić! W przeciwieństwie do tych ludzi na ulicy…”.
Bolesna miłość
W stolicy Dolnego Śląska znajdzie się może 40 osób, które będą w stanie zrozumieć wrażenia, jakie daje gra w futbol amerykański – twierdził w jednym z wywiadów Jakub Juszczyk, były już zawodnik The Crew. W tej samej rozmowie wyjaśniał też fenomen tego sportu: „futbol daje poczucie wolności. To głównie kosztująca wiele zdrowia droga bólu, wielu wyrzeczeń i ciężkiego treningu. To, co czeka na końcu jest jednak tego warte. Ogromna satysfakcja, spełnienie i ta niezwykła więź z ludźmi z boiska. Jeżeli ktoś nie grał, nigdy tak naprawdę nie zrozumie, co tam się czuje.”
„Predyspozycje?” – głośno zastanawia się Jakub Głogowski (181cm/81kg) –„trudno to sprecyzować. Najłatwiej jest mi powiedzieć, że trzeba po prostu być atletą. Nieważne ile ważącym. Można ważyć nawet ponad 100 kg, ale być jak na swoje warunki szybkim i zwinnym, i też okazać się dobrym zawodnikiem”.
Piętrowe łóżko
Trening futbolistów mija po blisko dwóch godzinach. Amerykańska czwórka mieszka ze sobą, więc tak też wraca do domu. Bliżej poznali się dopiero w Polsce, ale jak zapewnia Jones: „Jesteśmy przyjaciółmi. Właściwie nie mamy wyboru, bo siedzimy w tym razem. Prowadzimy cały zespół i musimy robić to dobrze” . Przeszkód nie brakuje. Nawet z mieszkaniem: „ Mieszkamy po dwóch w pokoju. Dodatkowo dwóch z nas, dwóch dorosłych mężczyzn sypia na łóżku piętrowym! Słowem, nasza sytuacja mieszkaniowa jest nieco szalona.”
Największym utrudnieniem w życiu codziennym Amerykanów we Wrocławiu pozostaje jednak język. Polscy kompanii Akiego zadbali co prawda o to, by ten poznał przynajmniej jeden segment tutejszej mowy, ale – jak sam też twierdzi – nie postawili chyba na ten najprzydatniejszy: „O tak… jestem w stanie powiedzieć ci każde brzydkie słowo w języku polskim – dzięki Bogu wiem też, co znaczą dziękuję i proszę…”.
Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com