Input your search keywords and press Enter.

Każdy gej ma prawo kochać PiS i PiS-owe „wartości”

…a my nie mamy prawa z tego powodu publicznie wyciągać takiego kogoś z szafy.

Poniedziałek upłynął mi i wielu innym osobom pod znakiem burzliwej debaty nad „outingiem”. Wszystko przez artykuł Gazety Wyborczej, w którym poza opisem ekscesów nowego szefa najwyższej instytucji sądowniczej w kraju, pada też informacja o jego orientacji seksualnej.

Nie miała być ona w tym – dyskredytującym bohatera i jego charakter – artykule najważniejsza, ale jakoś tak wyszło, że wszyscy skupili się właśnie na niej.

Czy konieczne było użycie słowa „partner” w opisie awantury domowej? Moim zdaniem, zdecydowanie nie. Wymagałoby to umiejętności tańca wokół tematu, po którym czytelnik sam zacząłby się zastanawiać, ale nie dostałby chociaż jasnej odpowiedzi.

Myślę, że autorzy tego tekstu byli to winni swojemu (anty)bohaterowi.

Tak, mimo że jest z PiSu.

Tak, mimo że popiera rozwiązania i ludzi, którzy działają na niekorzyść społeczności LGBT.

Tak, mimo że jest fanem Radia Maryja, Gościa Niedzielnego i kościołów w ogóle, a więc miejsc, gdzie na osoby LGBT zdecydowanie nie patrzy się jak na równych.

Tak, mimo że jest osobą publiczną.

Moim zdaniem NIC nie usprawiedliwia zrobienia za kogoś coming outu.

Tutaj szybka notatka dla wszystkich, mówiących, że co to za OUTING skoro już jakiś czas temu napisali o tym panu i jego orientacji, Patryk Jaki i Krystyna Pawłowicz:

Po pierwsze, jeśli szukasz usprawiedliwienia swoich działań w zdaniu „ale Pawłowicz i Jaki też tak zrobili”, to PILNIE potrzebujesz pomocy.

Po drugie, outing można komuś zrobić kilkukrotnie, wciąż w nowych kontekstach, wciąż równie bolesny i wciąż równie obrzydliwy, co za pierwszym razem.

Do wielu osób powyższe argumenty nie przemawiają. Poniedziałek był więc dla mnie smutnym dniem. Nie dość, że musiałem bronić człowieka, z którego poglądami się nie zgadzam, to jeszcze musiałem robić w sporach z ludźmi, których zdanie zawsze szanowałem.

(Chyba pierwszy raz w życiu nie poparłem pisemnej wypowiedzi Jacka Dehnela).

Przykro mi, ale nie wierzę, że jeśli ktoś w życiu publicznym utrudnia życie gejom i lesbijkom, ale sam jest ukrytym gejem lub lesbijką, to można ogłosić światu jego orientację.

Nie można. To on wybrał ukrywanie się i nie do nas należy decyzja, kiedy i jak przestanie to robić.

Broniłbym nawet Kaczyńskiego.

Gdybym dzisiaj dostał film z Jarosławem Kaczyńskim w miłosnych objęciach innego mężczyzny, usunąłbym nagranie od razu. Co to w ogóle byłaby za satysfakcja, że mógłbym mu „zaszkodzić” taką informacją?

Miałbym się cieszyć, że homoseksualizm może być używany jako broń? Że umacniam w ludziach tego smutnego kraju poczucie, że bycie gejem to źle? Że to jakiś wybryk? Nie dzięki.

Walczmy o równe prawa dla Polaków nieheteronormatywnych. Walczmy z ludźmi, którzy nie chcą, żeby te prawa weszły w życie. Ale róbmy to z klasą i poszanowaniem podstawowych praw człowieka.

Chcemy walczyć o prawo każdego do „bycia sobą”? W takim razie sami musimy przestrzegać i bronić tego prawa dla innych. Tak, nawet u człowieka popieranego prez PiS i kochającego chyba każdy możliwy katolicki profil na Facebooku.

Ma do tego wszystkiego prawo, a my nie mamy prawa go (za to i z żadnego innego powodu) outować.