Jeśli chcesz, żeby ktoś zaczął coś doceniać, to po prostu zabierz mu to na jakiś czas.
Widziałem ostatnio mema, na którym Minister Zdrowia, Łukasz Szumowski, dzwoni do serwisu komputerowego, bo ma problem z wirusem. Konsultant firmy pyta, czy próbował już włączyć i wyłączyć zakaz wchodzenia do lasów i parków.
Moim zdaniem, bardzo udany żart.
„Parkowa” i „leśna” decyzja naszego rządu w taki sposób zostanie zapamiętana. Jako śmieszna próba walki nie z wirusem, ale z obywatelami.
To prawda, że w teorii każde posunięcie ograniczające poruszanie może mieć sens w walce z wirusem, ale:
PiS, jak wiele autorytarnych rządów w historii, nie wziął pod uwagę reakcji społeczeństwa i tego, co swoim zakazem stworzy.
A co stworzył? Naród, które nagle pokochał regularnie wychodzić na świeże powietrze.
Tygodnie kwarantanny, strach przed mandatami, nowe zakazy – te wszystkie dodatkowe utrudnienia sprawiły, że możliwość swobodnego WYJŚCIA Z DOMU nagle znowu stała się atrakcją, przeżyciem i nagrodą.
Warto pamiętać, że Polacy to wyjątkowo uparty i złośliwy naród (nienawidzę generalizować o Polakach, ale jeśli już mamy coś ze sobą wspólnego, to właśnie to). Nakaz siedzenia w domu wywołał w nich silną potrzebę wymyślenia, jakby tu jak najczęściej móc ten dom opuszczać.
I nie mówię o osobach nieodpowiedzialnych, narażających innych, ignorujących zagrożenie. Mówię o ludziach, którzy przez 40 dni chodzili tylko raz na tydzień do sklepu na duże zakupy, nie spotkali nikogo znajomego, nie rozmawiali face-to-face z nikim poza obsługą sklepów / aptek, a kiedy już chcieli zaczerpnąć powietrza, to w parku wyszukiwali sobie kącik 100m od najbliższego człowieka.
Dlatego zakaz odwiedzania parków i lasów (!) był tak niezrozumiały dla wszystkich, którzy wiedzieli jak z nich odpowiedzialnie korzystać. Trochę taka kara dla dziecka, które nie zrobiło nic źle.
Ale od pewnego czasu, wszyscy mogą już prawie wszystko.
I widzę, że korzystamy z tego dużo bardziej niż wcześniej. Korzystamy, bo pierwszy raz w czasie naszych żyć, ktoś pokazał nam, że ta możliwość może kiedyś znowu zniknąć.
To trochę tak, jak z nagle lepszym okazywaniem miłości partnerowi, który prawie cię zostawił albo zrobił to, ale do siebie wróciliście. Ludzie bliscy stracenia życia też zresztą próbują później cieszyć się nim bardziej.
No więc takie łapczywe łapanie natury obserwuję u nas od czasu zniesienia zakazu (a nawet w jego trakcie, chociaż tam ze stresem na twarzy, z konspiracyjnym nastawieniem w oczach). Wczoraj, pierwszego dnia majówki widziałem tyle radości, tylko dlatego, że można było sobie pospacerować w lesie czy nad brzegiem rzeki.
To zresztą powrót NIEkomercyjnego spędzania czasu poza domem. Hotele, restauracje są zamknięte więc szukamy kontaktu z naturą. Czyli tych darmowych wycieczek do miejsc, gdzie nie ma biletów na wejściu, ale w środku jest tak ładnie, że nie kupiłyby tego żadne pieniądze.
Myślę, że mamy więc chyba pierwszy potwierdzony, uboczny, pozytywny skutek epidemii i jednocześnie nową miłość Polaków: wychodzenie z domu.
PS. epidemia oczywiście nadal trwa. Nie chciałbym, żeby ten tekst zabrzmiał jakbym całkowicie ignorował sytuację, zagrożenia i fakt, że wiele osób ma z tego powodu poważniejsze zmartwienia zdrowotne. Ale prawda jest też taka, że próba wyrzucenia świadomości epidemii do głębokiej podświadomości też może niektórym pomóc.
Wszyscy nadal wspieramy lekarzy, nadal ograniczamy do absolutnego minimum bliższe kontakty z innymi ludźmi niż domownicy, ale większe wycofanie, nie-sprawdzanie co chwilę wirusowych wiadomości może ułatwić nam przejście tego trudnego czasu o wiele łatwiej i zdrowiej psychicznie.
Dużą częścią tego jest kontakt z naturą, z którego powinniśmy cieszyć się bez wyrzutów sumienia. Pamiętajmy, że w wielu krajach wychodzenie i łapanie słońca było mocno zalecane. U nas niepotrzebnie doszło do absurdalnych sytuacji, gdzie ludzie chcący iść się przebiec musieli czuć się jak przestępcy i na każdym metrze oglądać za plecy.
Na szczęście już nie muszę.
PS.2. fotki są z moich wczorajszych (rodzinnych) wędrówek po dzikim starorzeczu Odry – zaledwie kilka kilometrów za Wrocławiem!